W poranną aurę, mroźną,
Niedziela, 30 listopada 2008
· Komentarze(0)
W poranną aurę, mroźną, szronem okrytą, pomknąłem nahtah-em drogą na północ.
Mknąłem jak zefir przez pobliskie wioski, chłód ziębił stopy i lico nie okryte. Rozgrzany wysiłkiem i podniecony jazdą, chłonąłem wrażenia poranka mroźnego.
Na chwilę, ujrzałem Ra w szczelinie w chmurach, potem już tylko szarość toczyła się po wzgórzach okolicy. Ślisko było pod kołem, to za sprawą piasku i soli i cisza wszechogarniajaca niedzielny ranek była, to czas kościelnych modłów. Spokój ów przerywał z rzadka, wzmagajacy się podmuch wiatru, ale tylko z rzadka i dalej cisza była.:))
Mknąłem jak zefir przez pobliskie wioski, chłód ziębił stopy i lico nie okryte. Rozgrzany wysiłkiem i podniecony jazdą, chłonąłem wrażenia poranka mroźnego.
Na chwilę, ujrzałem Ra w szczelinie w chmurach, potem już tylko szarość toczyła się po wzgórzach okolicy. Ślisko było pod kołem, to za sprawą piasku i soli i cisza wszechogarniajaca niedzielny ranek była, to czas kościelnych modłów. Spokój ów przerywał z rzadka, wzmagajacy się podmuch wiatru, ale tylko z rzadka i dalej cisza była.:))