Popoc....
Wtorek, 1 października 2019
· Komentarze(2)
Kategoria Fanaberie
Z "Orlej Skały" Nimant spłynął niczym czerwony język Popocatepetl, z pod bieżnika opon strzelił rozgrzany kamień, zasypując pobocze a szum powietrza niczym piroklastyczny obłok potoczył się za poziomką, bo w wąwozie R. nie czuło się jeszcze wiatru, który dopadł mnie na rowerowej przy wysypisku.
Wtaczałem się na widok mozolnie.....

...witany pejzażami chmur...

....przystanek na szczycie powalał widokami...

....aż trudno było się stamtąd wyrwać...

....poćwiczyłem na atlasie i w drogę, bo chmury zbierały siły i parły zewsząd...

....grzałem z wiatrem, aż do S. gdy dopadł mnie "wmordewind" ale poleciałem wzdłuż żelaznego traktu i na przejeździe dostałem szlaban, chwila postoju pozwoliła mi rzucić okiem tu i ówdzie, aż zauważyłem myszołowa i dopiero po chwili uzmysłowiłem sobie, że ów ptak posiada rozmiary godne króla ptaków i odgadłem, iż to był orzeł.
Próbowałem złapać go w kadr i nici wyszły z tego, jak również z cudu techniki, który przemknął jak strzała i nawet go nie widziałem, na pocieszenie pozostał mi błękitny horyzont...


...niestety, na pomarańczowe fajerwerki zachodu się nie załapałem, szybko upływający czas i miejsce niedogodne, zabrały mi czar przednocny. Odpaliłem reflektory i zanurzyłem się w mroku rowerowej drogi, ciemnej nie oświetlonej i tylko barierki odbijały światło rowerowej lampki.;)))
I tak oto dokulałem 7kkm, nie wiarygodne, że dałem radę w zmaganiu z czasem i nie mocą.;)))
Wtaczałem się na widok mozolnie.....

...witany pejzażami chmur...

....przystanek na szczycie powalał widokami...

....aż trudno było się stamtąd wyrwać...

....poćwiczyłem na atlasie i w drogę, bo chmury zbierały siły i parły zewsząd...

....grzałem z wiatrem, aż do S. gdy dopadł mnie "wmordewind" ale poleciałem wzdłuż żelaznego traktu i na przejeździe dostałem szlaban, chwila postoju pozwoliła mi rzucić okiem tu i ówdzie, aż zauważyłem myszołowa i dopiero po chwili uzmysłowiłem sobie, że ów ptak posiada rozmiary godne króla ptaków i odgadłem, iż to był orzeł.
Próbowałem złapać go w kadr i nici wyszły z tego, jak również z cudu techniki, który przemknął jak strzała i nawet go nie widziałem, na pocieszenie pozostał mi błękitny horyzont...


...niestety, na pomarańczowe fajerwerki zachodu się nie załapałem, szybko upływający czas i miejsce niedogodne, zabrały mi czar przednocny. Odpaliłem reflektory i zanurzyłem się w mroku rowerowej drogi, ciemnej nie oświetlonej i tylko barierki odbijały światło rowerowej lampki.;)))
I tak oto dokulałem 7kkm, nie wiarygodne, że dałem radę w zmaganiu z czasem i nie mocą.;)))