Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2019

Dystans całkowity:447.76 km (w terenie 18.40 km; 4.11%)
Czas w ruchu:20:46
Średnia prędkość:21.56 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:2708 m
Suma kalorii:13669 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:37.31 km i 1h 43m
Więcej statystyk

Płonące obłoki

Czwartek, 3 października 2019 · Komentarze(0)
Kategoria nocna jazda
Późny wypad skutkował nocnym wojażem, po wiatrach, deszczach i nie mocy, nadszedł dzień ciszy i chłodu....


...gnałem do Bolca z wieloma próbami ustawienia się w odpowiednim miejscu, ostatnio trudno mi wyłapać super punkt na łowy obiektywem ale co nieco zdobywam...


... i podziwiam -  płonące obłoki Bolesławca...



...poszarpane wcześniejszym wiatrem chmury, na chwilę odsłoniły srebrzystego rogala i Jupiter błysnął na moment, tak od niechcenia...


...z rowerowej wyglądało to na zbliżający się deszcz lecz kropla jedna kapnęła i tyle, deszcz poszedł bokiem...


...wracam w kompletnych ...ciemnościach w bezwietrznej ciszy i coraz bardziej chłodnej aurze...;)))

Popoc....

Wtorek, 1 października 2019 · Komentarze(2)
Kategoria Fanaberie
Z "Orlej Skały" Nimant spłynął niczym czerwony język Popocatepetl, z pod bieżnika opon strzelił rozgrzany kamień, zasypując pobocze a szum powietrza niczym piroklastyczny obłok potoczył się za poziomką, bo w wąwozie R. nie czuło się jeszcze wiatru, który dopadł mnie na rowerowej przy wysypisku.
Wtaczałem się na widok mozolnie.....


...witany pejzażami chmur...


....przystanek na szczycie powalał widokami...


....aż trudno było się stamtąd wyrwać...


....poćwiczyłem na atlasie i w drogę, bo chmury zbierały siły i parły zewsząd...


....grzałem z wiatrem, aż do S. gdy dopadł mnie "wmordewind" ale poleciałem wzdłuż żelaznego traktu i na przejeździe dostałem szlaban, chwila postoju pozwoliła mi rzucić okiem tu i ówdzie, aż zauważyłem myszołowa i dopiero po chwili uzmysłowiłem sobie, że ów ptak posiada rozmiary godne króla ptaków i odgadłem, iż to był orzeł.
Próbowałem złapać go w kadr i nici wyszły z tego, jak również z cudu techniki, który przemknął jak strzała i nawet go nie widziałem, na pocieszenie pozostał mi błękitny horyzont...



...niestety, na pomarańczowe fajerwerki zachodu się nie załapałem, szybko upływający czas i miejsce niedogodne, zabrały mi czar przednocny. Odpaliłem reflektory i zanurzyłem się w mroku rowerowej drogi, ciemnej nie oświetlonej i tylko barierki odbijały światło rowerowej lampki.;)))
I tak oto dokulałem 7kkm, nie wiarygodne, że dałem radę w zmaganiu z czasem i nie mocą.;)))