Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi nahtah z miasteczka Raciborowice G. k/Bolesławca. Mam przejechane 84128.77 kilometrów w tym 5643.27 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.50 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcejo mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy nahtah.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
32.80 km 0.00 km teren
01:14 h 26.60 km/h:
Maks. pr.:47.90 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:7-NIMANT

Poza czasem i świadomością

Poniedziałek, 10 listopada 2014 · dodano: 10.11.2014 | Komentarze 0

Dość późno niż planowałem, zrobiłem nocny wypad.
Pędziłem do Bolca nadświetlną, noc tak ciemna, że czułem się całkowicie zintegrowany z Nimantem i było tylko My i światło lampy z przodu. Światła lamp samochodów kojarzyłem jako mijane gwiazdy, szybko znikające, dookoła pusta przestrzeń, czerń nie przenikniona, głęboka, tajemnicza.
W Bolcu spotkanie z n1cram-em , "krótka" rozmowa i w drogę powrotną.
Na rondzie włączyłem nadświetlną i Kruszyn stał się faktem pod kołami. Przelot do parku przed cmentarzem i niespodzianka, ściana biała niczym mleko  zderzyła się z naszą  masą. "My" na ułamek upływającego czasu, zostaliśmy rozdzieleni, by jeszcze mocniej się zintegrować.
Nad świetlną musiałem wyhamować i po omacku w gęstej mlekowej zupie minąłem cmentarz, choć przez chwilę miałem uczucie błądzenia pośród grobów. Łaziska przeleciałem bezproblemowo czując jak mgła gęstnieje.
Lampka przestała spełniać funkcje tylko rozświetlała biel przede mną, do końca wsi, przydrożne lampy wspomagały moją jazdę ale za wsią zaczęło się wariactwo, zastanawiałem się miejscami czy nie lepiej by było  zejść z rowera i go pchać.

Wjechałem w tę masę bieli  (tak gęstą że aż płynną) z oporem nie wiadomej. Czas się zatrzymał a świadomość uczepiła się jednej, podwójnej linii w nadzieji, że wyciągnie mnie do światła teraźniejszości. Do Iwin zbliżałem się powoli, po omacku a z oddali z lewej, zbliżały się  światła, zrozumiałem, że to droga do Lubkowa.
Świetlne kule wyłoniły się wprost na mnie nie zatrzymały się a ja byłem blisko, wyjeżdżały na mój pas ruchu, zjechałem na pobocze ale światła pruły na mnie więc ja w rów i nogami wbiłem się o skarpę by nie wpasć do tego rowu, byłem tuż tuż przed wjechaniem a światła ocierając się podmuchem o mój pęd zmieniły kierunek i pomknęły na Bolec - k....wa wymknęło mi się za znikającymi czerwonymi ognikami.
Odetchnąłem nasłuchując dźwięków z kufra - telefon, dzwonił TomSawyer.
Umówieni na jutrzejszy wypad odnalazłem drogę powrotną (świateł domostw dookoła "choć oko wykol" nie zobaczyłem) zjechałem do Iwin i w świetle lamp ulicznych, dotarłem do domu cykając parę fot przed wjazdem na górkę.:)

W świetle lampy błyskowej


pod górkę


Na górce bez lampy błyskowej


Kategoria nocna jazda


Dane wyjazdu:
38.33 km 0.00 km teren
02:20 h 16.43 km/h:
Maks. pr.:33.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:7-NIMANT

Nocna wyprawa

Niedziela, 9 listopada 2014 · dodano: 09.11.2014 | Komentarze 0

Popołudnie w niedziele przedstawiało się nie ciekawie a za oknem przestało wiać. Na pomysł o nocnym szaleństwie rowerowym w Bolcu zaiskrzyły nam oczy i słowo stało się faktem. Obdzwoniliśmy  kogo się dało, na odzew  odpowiedział Robert - On tylko czas miał.
 Ruszyliśmy na spotkanie w noc ciemną, lampki Lidl -owskie spełniały swoją funkcję rewelacyjnie i przejazd do Koziej Górki był szybki i przyjemny.
Robert czekał w połowie od strony miasta. Jak przystało na mieszkańca oprowadził nas po ciekawych miejscach gdzie światło stało się sztuką estetyki miejskiej(kamienice w rynku, kino Orzeł, mury obronne i Drzewka Życia.
Niestety, przy murach obronnych trafiła Mu się guma i piechotą odprowadzając Go w pobliże domu doszliśmy do Orki oglądając wspomniane drzewka z iluminacja świetlną i tam pożegnali - szkoda.:)
Dalej już sami dokończyliśmy zwiedzanie, zjeżdżając w dół miasta, obok pomnika Generała Kutuzowa, baszty i murów w pobliżu kościoła Matki Bożej Nieustającej Pomocy do wiaduktu, największej atrakcji Bolesławca.

Powrót obwodnicą do Kruszyna, Łaziska, Warta, Iwiny i Raciborowice - w Dolnych, fota przy spacerniaku koło pomnika  wagonika.;)


Jedyne zdjęcie z Robertem, który schował się za kufrem


krótki odpoczynek na ceramicznej sofie


Z Dudysią przy Orce pod drzewkiem życia

Kino Orzeł - to tam Star Wars i Bruce Lee zamącili mi w głowie.;)


kaskadowe ogrody przy murach  obronnych pod Kościołem MBNP


i przytulił Nimant Białego Łabędzia pod Wiaduktem oświetlonym "tysiącem" lamp
Kategoria z żoną


Dane wyjazdu:
32.93 km 0.00 km teren
02:07 h 15.56 km/h:
Maks. pr.:30.60 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:7-NIMANT

Brrrr....

Niedziela, 9 listopada 2014 · dodano: 09.11.2014 | Komentarze 0

Upragniony dzień wolny a może i trzy w kupie, spokojny poranek, bez pośpiechu zebraliśmy się na planowaną wycieczkę do Osłej. Na dworze mglisto, mokro i chłodno, pomimo niekorzystnej aury wyjechaliśmy w trasę, szybko ją weryfikując. Osła i Groble stały się nie osiągalne w ten wilgotny, chłodny dzień, uderzyliśmy na Tomaszów przez Lubków zahaczając pałace w jednym i drugim.
Szczytnicę pod wiatr i do Wilczego Lasu parę fot w lesie i do Lubkowa znaleźć pomnik z I wojny światowej.
Do Iwin  boczniówką Lubkowa i tak do Raciborowic. Im bliżej domu tym słońce mocniej zaczynało wychylać się zza unoszących mgieł, które towarzyszyły nam przez całą drogę.:)

Upływający czas, zabiera coraz więcej z jesiennej palety barw ale jeszcze jest na co kuknąć i czym pozachwycać.:)


Droga do lasów na wale Okmiańskim


Dudysia pomknęła D34 kawałek dalej by złapać parę fot


Pięknie położony dywanik na trasie do Lubkowa obligował do esów i floresów


Kategoria z żoną


Dane wyjazdu:
90.09 km 3.46 km teren
05:07 h 17.61 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:7-NIMANT

Pierogi w Galerii Milińskiego

Niedziela, 2 listopada 2014 · dodano: 02.11.2014 | Komentarze 2

Pławna po raz kolejny ale pierwszy raz z TomSawyer -em.  Pogoda piękna, wymarzona i jak na listopad szokująca. Trasa;  z R. do Żeliszowa i na styku z Jaroszowicami koło boiska spotkanie z Tomkiem ale za nim wyjechaliśmy mu na przeciw, to spotkaliśmy bikera z głośnikami-kolumnami od mini wieży, jedna fota i na spotkanie.
Już wspólnie, w trójkę przez Suszki do Włodzic i dalej przez Rakowice do Lwówka. Na rynku małe co nie co na ruszt(przepyszny sernik żony Tomka) i na trasę rowerową do Pławnej gdzie liść gęsto ścielił się pod kołami szeleszcząc jesiennie.
Pierogi oczywista sprawa - przepyszne, kawa musowo i jakby inaczej w drodze powrotnej droga krzyżowa. Powrót z górki aż do Lwówka i kierunek na Mierzwin przez Rakowice, Włodzice, Ocice.
W Mierzwinie w prawo na szuter leśny i do Bolca na zabobrze. Obwodnicą do ronda przy PZZ-tach gdzie rozstaliśmy się z Tomkiem choć ochota była dociągnąć do setki.
Żal było się rozstawać ale noc zbliżała się wielkimi krokami, życzyliśmy sobie rychłego spotkania i rozjechaliśmy się zadumani i szczęśliwi po wyśmienitej wycieczce. Kruszyn, Łaziska i poligon przelecieliśmy w spokoju ale główna Bolec-Złotoryja  ruchliwa mimo, że to niedziela.
Zdążyliśmy przed nocą  ale w Warcie gdzie kupowałem chleb musiałem założyć mocniejszą lampkę i w tym momencie minął nas Robert ze swoja rodzinką wracający autem z wycieczki.
I kto by się spodziewał, że jeszcze w tym roku zrobimy jednorazowo tyle kilometrów.;)


Zaparkowaliśmy koło chaty Jepetto (czyt.dżepetto) który tworzył swojego Pinokia


Nowy artefakt w galerii - batyskaf z XIX wieku którym naukowcy poszukiwali Ducha Gór
w jeziorze pod Śnieżką a za nim rower TomSawyer-a


Z Tomkiem na drodze krzyżowej


I z Dudysią - z lewej za rowerami, ścieżka serpentynowa na szczyt gdzie kapliczka a za mną schody, taki skrót dla umęczonych.;)


Jeszcze pierogom fotę w ostatniej chwili udało sie cyknąć, tak szybko je pochłonęliśmy.;)




Dane wyjazdu:
43.72 km 0.00 km teren
01:43 h 25.47 km/h:
Maks. pr.:45.10 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:7-NIMANT

W noc ciemną

Sobota, 1 listopada 2014 · dodano: 01.11.2014 | Komentarze 0

Po standardowym objeździe cmentarzy  w kilku miejscowościach z rodziną, przyszedł czas na rower.
Nie spiesząc się wypiłem popołudniową kawkę i zebrałem się na nocny wypad.
Cmentarz w Tomaszowie zaliczyłem spotykając brata na moście i TomSawyer-a który cyknął mi fotę. Potem był Kraśnik Górny i Kruszyn - tam foty nie wyszły.
Wyjeżdżając z Łazisk na poligon dopadł mnie chłód, momentalnie zeszły mgły. Do Warty jeszcze było okej ale już na wyjeździe poczułem osłabienie.
W bidonie tylko woda, rodzynki skończyły się jeszcze w Kraśniku(było ich tylko na jeden łyk) grześków pozbyłem się na poprzednich wycieczkach a tu zostało pięć kilometrów do domu. Zjazd w Iwinach pozwolił na chwilę oddechu ale na zakręcie, kiedy trza było docisnąć pedały,  poczułem jak odcina mi prąd, spadek mocy katastrofalny, z każdym metrem zbliżającym mnie do celu słabłem, odliczając pozostały dystans , jeszcze cztery, jeszcze trzy, dwa, jeden kilometr i w końcu moja górka.Tak moja górka, tylko że pod nią musiałem rower wepchać a nogi jak z waty, zacząłem się trząść i z osłabienia i z zimna ale w końcu dotarłem pod drzwi, jeszcze rower do piwnicy i na drugie piętro. Zdarłem ciuch na wieszak i do kuchni zatankować moc utraconą, wyssaną chłodem przejmującym, nie spodziewanym, zdradliwym.
W końcu usiadłem nasycony do telefonu i potwierdziłem jutrzejszą wycieczkę z Tomkiem.:)
Fota w Tomaszowie, cykał TomSawyer.:)


Kategoria nocna jazda


Dane wyjazdu:
21.54 km 0.00 km teren
00:48 h 26.93 km/h:
Maks. pr.:43.70 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:7-NIMANT

Przed wszystkim tego dnia

Sobota, 1 listopada 2014 · dodano: 01.11.2014 | Komentarze 0

Przebudziłem się o piątej trzydzieści i wypad poranny rowerem nabrał realizmu ale , no właśnie ale ciepłe nóżki żony, wprowadziły mnie w błogi stan rozleniwienia i tak do ósmej ale o ósmej  cicha transformacja odzieżowa i na małą pętlę czyli Iwiny, Lubków, Tomaszów, Warta, Iwiny, R.. Ciepło i bez wietrznie, mały ruch - jeszcze a potem samochodowa rundka i tak do południa a może coś jeszcze popołudniu?;)
Kategoria fotowypad


Dane wyjazdu:
42.17 km 1.20 km teren
02:28 h 17.10 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:7-NIMANT

Kruszyńskie pomniki

Niedziela, 26 października 2014 · dodano: 26.10.2014 | Komentarze 3

Powtórka pogodowa z wczoraj i jazda na rowery na dotlenienie niedzielne.
Trasa; R. Iwiny, Lubków, Szczytnica i stawy Beatki, Tomaszów, Kol. Kraśnik, Kruszyn i zarośnięty staw obok którego w lesie, zarośnięty obelisk stoi z lat 1914-1918 a metrów set dalej rosyjski pomnik oficerów poległych w bitwie pod Godnowem (teraz Kruszyn) w 1813roku z wojskami Napoleona.
Dalej za szkołą pomnik Nataloszki, huzara, który własną piersią osłonił dowódcę i zginął a na dokładkę pomnik w Łaziskach poległych mieszkańców Łazisk w pierwszej wojnie światowej - nazwiska samych Niemców. Powrót prostą stałą z Łazisk czyli Wartę, Iwiny i R.
Ciepło i miło super jazda.:)


Nad stawem z dzieciństwa Beatki w Szczytnicy


Obelisk w lesie nad stawem koło Kruszyna dawny Godnów, to tu robiłem pożegnalną bibę dla kumpli przed pójściem do wojska;)


Stara wierzba przy mostku nad małą rzeczką, za którą jest staw rybny utworzony ze źródełka, wypływającego paręset
metrów dalej. To w tym stawie utonął czołg podczas drugiej wojny światowej i sobie leży taki złomek.;)


A przed mostkiem wspomnianym wyżej, pomnik oficerów carskiej Rosji, poległych w bitwie z Francuzami pod Godnowem
Oczywiście pomnik był wyższy a zakończeniem był krzyż prawosławny i dookoła płotek kuty ze stali, ładnie ozdobiony



Pomnik huzara Nataloszki, w dobrym stanie, brakuje płotku ze stali kutej i mostek do niego prowadzący
jest mocno zniszczony. W dobie koniunktury złomu stal była w cenie i niszczycielska moc pseudobiznesu
zabrała estetykę z historii regionu.


Pomnik poległych w pierwszej wojnie światowej



Kategoria z żoną


Dane wyjazdu:
41.37 km 11.05 km teren
02:50 h 14.60 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:7-NIMANT

Po runo leśne

Sobota, 25 października 2014 · dodano: 25.10.2014 | Komentarze 0



Leniwie zwlekliśmy się z łóżka, jakieś po ósmej minut parę było. Śniadanko i porządki zajęły nam dwie godziny, nie wyłączając z tego kawusi i czekolady.
Krótkie przygotowania i w drogę. Sobota rozpieściła nas słonecznym i bezwietrznym dzionkiem, jeszcze po drodze małe zaprowiantowanie i - i gdzie by tu po drałować i przypomniała nam się droga przeciwpożarowa nr25. a więc na Żeliszów i Jaroszowice.
Przed Żeliszowem miła niespodzianka nad polami, wzdłuż drogi szybowały myszołowy bo na orły za małe były i sześć ich było i majestatycznie to robiły.
W lesie między Jaroszowicami a Bolesławcem kawałek za zjazdem do Łazisk zaczyna się droga ppoż nr25.
W lewo skręcić  i jak szuter szeroki prowadzi, jechać aż do drogi głównej na Jelenią Górę oczywiście nie skręcamy, przeskok przez nią i wzdłuż strzelnicy (nie boimy się zakazów, tyczą się głównie tego co za płotem z drutu) i tak do pierwszej wsi.
Z prawej widać Bożejowice ale tam nie jedziemy, mimo że drogi wiodą kuszące.
Szeroką autostradą szutrową, gnamy przez leśne ostępy prosto do Otoku, (w Otoku skręcamy w lewo na kostkę i do Kraszowic) my z powodów oczywistych nie wkraczamy na kocie łby i prujemy prosto, błądzimy by uzyskawszy sprostowanie i wskazówki od tubylca wrócić na one łby co do kocich porównują.
W Kraszowicach odkrywamy zaporę, jedną a zaraz drugą i jeszcze ze szczytu podjazdu próbujemy ogarnąć żwirownię ale zarośla nad  Bobrem i bliżej żwirowni,  uniemożliwiają czynności na jakieś foty.
Jedziemy dalej mijając skręt na drogę ppoż nr27 i mijamy obojętnie ruiny pałacu, skąpanego w promieniach jesiennego
słońca.
Pakujemy się w skrót szutrowy do Włodzic i zatrzymujemy się na mostku w lesie, romantyzm pochłania Dudysie, nie czekając ucieka w las na foty, kuknąłem przeglądowym okiem na techniczne sprawy rowerów i ruszyłem za Nią, biegała od drzewa do drzewa i wzdłuż strumieni leśnych, niczym rusałka, łowiła naturę do swego aparatu, cyknąłem i ja ale speszony kiepską jakością wycofałem się powoli i bezszelestnie nad cicho szemrzący strumień przy moście.
Po chwili jechaliśmy dalej, odpuszczając sobie zaporę we Włodzicach i znów główna na Jelenią, przeprawiliśmy się przez nią w las na Drogę Gwarków.
Las ma urok i magię ma las i przyciąga nierzeczywistym pięknem.
Powrót szutrami, do końca lasu bajeczny pęd ale po wyjeździe z niego zaczęły się kałuże, kałuże olbrzymie, slalom nie pomagał kto mógł jechał po wodzie i na wodzie a kto nie mógł to w wodzie;)
Żeliszów osiągnęliśmy na wysokości remontowanego klejnotu ewangelickiego a ostatnie pięć kilometrów, słońce do grzało jakby mocniej, by zniechęcić nas do powrotu, niestety, plan upichcenia przed kolacją jutrzejszego obiadu by ranek rowerowy mógłbyć, zmusił nas do stawienia oporu i bezpardonowego powrotu w pielesze nasze.
Pogoda marzenie, jesień w bajecznych kolorach i zaje.... jazda "łykenedu";)

Wpatrywałem sie jak urzeczony w ptaszyska


Magiczne, urocze, bajeczne........


drogi urzekające


zapopra nad którą jeszcze nie byliśmy a obok często przejeżdża/liśmy/łem


nad wodą i po wodzie


w wodzie


tiruś kompan - jaklo osłonka na uchwyt lampki;) już parę ząbków ułamał od dosadnego przepraszania pieszych ;)
Kategoria z żoną


Dane wyjazdu:
43.78 km 0.00 km teren
01:45 h 25.02 km/h:
Maks. pr.:42.30 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:7-NIMANT

Ciemną nocą

Poniedziałek, 20 października 2014 · dodano: 20.10.2014 | Komentarze 0

Trasa; R, Iwiny, Lubków, Tomaszów, Kraśnik. Kol., Kraśnik Górny, Kraśnik Dolny, Chościszowice, Bolesławiec, obwodnica, Kruszyn, Łaziska, poligon, Łaziska, Warta, Iwiny, R.
Chmury rozstąpiły się i gwiazdy błysnęły na moment  i chwilę to trwało i chmury szczelnie je zasłoniły i powiało chłodem z zachodu. Jazda nocą to inna bajka, inne doznania ale warto.:)
Kategoria nocna jazda


Dane wyjazdu:
33.88 km 0.00 km teren
01:21 h 25.09 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:7-NIMANT

Zdobyłem "Afrykę"

Niedziela, 19 października 2014 · dodano: 19.10.2014 | Komentarze 3

Rowerowy wypad na ścieżkę geoturystyczną po dawnej kopalni Babina w Łęknicy w obrębie Łuku Mużakowa nie wypalił przez czynniki nie zależne od nas. Pozostało nam zrobić wypad autem pod sam obiekt i odbyć wycieczkę pieszo, pomysł ten pozwolił nam zabrać ze sobą kuzynkę Beaty a mnie osobiście zrealizowanie obejścia jeziora "Afryka" dookoła i postawienie swej stopy na cyplu o nazwie "grzbiet słonia".
Ostatnie kolory jesieni - niknące w szalonym tempie  zakańczania rocznego cyklu życia - łowiliśmy bezkrwawo w swe obiektywy, by utrwalić piękno natury na czas nadchodzącej zimy.
Piękno które doświadczaliśmy podczas wędrówki od jeziora do jeziora, pozostawiło w nas uczucie, że dusza  w postaci naczynia jest przepełniona doznaniami  widzianymi w raju przez przodków i zadałem sobie pytanie czy do tego naczynia jeszcze się coś zmieści?
Odpowiedź  nie czekała, przyszła wraz z parującą, ciepłą, zieloną herbatą, którą uwielbiam raczyć swój organizm.
Piękno w duszy blednie, traci wyrazistość i jak smak herbaty niknący w ustach, codziennie trzeba spożywać ów napój by organizm utrzymać w dobrej kondycji, tak dusza musi mieć piękno za pokarm by trwać w doznaniach graniczących z ekstazą popychającą do działania.:)
Cykaliśmy fotę za fotą czerpiąc energię z kolorów otoczenia jezior i ich samych, zachwycaliśmy się szutrowymi drogami w komponowanymi w leśne ostępy, podziwialiśmy inżynierię wykonania tego kompleksu turystycznego i z szacunkiem bez hałasowania posuwaliśmy się wolnym tempem by nie przeoczyć czegoś wartego zobaczenia.
Beata i Wiola nie zaryzykowały przedzierania się przez chaszcze wokoło "Afryki" a mnie popychało mocno by je obejść. Pierwsze kroki w las natknęły mnie na lochę z już takimi średniej wielkości potomstwem.
Usłyszałem tylko dwa chrumknięcia i w odległości jakieś dwudziestu metrów trzy dziki uszły w las.
Stanąłem jak wryty ale bez paniki i próbowałem wyjąć aparat ale w dłoniach miałem kijki nordic walking a zwierz nie będzie czekał w pozie i umknął.
Ruszyłem po cichu dalej wzdłuż brzegu podziwiać czerwień wody i erozję pokopalnianych odpadów na przeciwległym brzegu....cdn jutro.
No to dziś - wedle obietnicy - dalszy ciąg.
....... przedzierałem się  to zaroślami to brzegiem jeziora, momentami taplając w błocie nasiąkniętym wodą o smaku octu, w końcu szedłem już tylko brzegiem obserwując erozję brzegu. Ciekawe formacje spowodowane ulewnym deszczem lub tu dzież wiatrem mocnym, wprawiały mnie w zachwyt z odczuciem pobytu w jakimś odległym egzotycznym świecie, gdzie pewnie nigdy nie będzie mi dane być.
 Wędrowałem tak do celu (wieża widokowa) bacznie obserwując czy w mieniącej się na rudawo a czasami złocisty kolor wodzie jakieś żyjątka pokażą swą  egzystencję lecz tylko martwa toń,  zionęła z głębin jeziora zwanego "Afryka".
Osiągnąłem najpierw mały cypel a nie doczekawszy się foty ze strony towarzyszek, ruszyłem do największego zwanego "grzbiet słonia".
Wdrapałem się na wysoki wał i doszedłem do samego końca gdzie wypatrzyłem jak z lasu wyłaniają się Beata i Wiola niczym "amazonki" polujące z fleszem w ręku.
Schodziły schodami nad brzeg u podnóża wieży cykając mi fotę za fotą, zadowolony z osiągniętego celu zawróciłem by po drodze  natknąć się na łeb psiego smoka z filmu "Niekończąca się opowieść".
Towarzyszki wycieczki spotkałem na ławeczce za wieżą przy której sporo turystów oblegało tę fortyfikację w celu zdobycia jej i wydarcia widoków z nad horyzontu. dostałem jabłko i ruszyliśmy na łowy do Łęknicy na bazar.
Powrót przez Przewóz gdzie okukaliśmy wieżę po dawnym zamku  z czasów Księstwa Żagańskiego w którym był więziony jego słynny Książę.
Wróciliśmy pełni energii, zostawiając Wiolę w Bolcu , obiad i kawka dodatkowo zmobilizowała mnie na nocny wypad rowerem na stałą do Bolca. Beata, że nie lubi nocnych eskapad została przy obróbce zdjęć.
Noc była przepiękna a gwiazdy skrzyły się na niebie aż po linię horyzontu, ujawniając swe tajemnice o wielkości kosmosu.
Z północy na południe od Perseusza po Skorpiona galaktyka przecinała czerń nocy a najjaśniejsza z gwiazd to Antares w Wolarzu  i konstelacja Pegaza  co Andromedę za sobą ciągnął a w niej nam sąsiednią galaktykę wędrującą na kolizję z naszą, tej nocy można było ją zobaczyć gołym okiem - fakt, że to ledwo widoczna mgiełka ale widoczna.;)
Zatrzymywałem się na poligonie i na widokowym w Iwinach, one zawsze wprawiają mnie w podziw i zmuszają do kontemplacji ale kark od tego boli więc powrót szybki i do łóżka spać.:)

Foty  za jakiś czas;)

Jakiś czas minął oto one.;)


Mini zatoczka a za mną dziki

Nahtah w akcji


Moja kobieta


Psi smok jedna z wielu rzeźb ale każdy widzi swoją wyobraźnią


za jeziorem formacja pod którą byliśmy, obok pomost i schody nad sam brzeg jeziora


Pierwszy cypel, ze szczytu fota taka, nawet plaża mini by była tylko woda nie do kąpieli


Brzegiem ciekawiej się szło

Kijów nie zostawię;)

Na grzbiecie słonia